My sushi.world vol.2 – Akashia

www.akashia.pl

Akashia na FB

Jak pewnie pamiętacie, obiecałem co jakiś czas opisywać japońskie restauracje, które odwiedzam. Tak się składa, że z racji swojego zawodu jestem stałym klientem i sorry, ale powinienem w niektórych miejscach mieć złotą kartę stałego klienta, specjalne względy, złoty stolik i napoje gratis. Tak niestety nie jest. Akashia była jedną z pierwszych restauracji japońskich, jakie mi polecono. Wtedy jeszcze nie było tej restauracji w Złotych Tarasach, jak i zresztą ich samych. Za to była restauracja Akashia na Jana Pawła. Cenię to miejsce przede wszystkim za fachową obsługę – nie do końca jeśli chodzi o wybór dań, bo to jest bardzo uzależnione od gustu – ale za atmosferę, jaka tam panuje. Z jednej strony jest to spokojne miejsce, ale jeśli chcemy sobie pożartować z kelnerem, to nie spojrzy on na nas jak na wariata, tylko odwdzięczy się i to szybko. Jest tam zawsze czysto i elegancko, dlatego pewnie tyle osób wybiera to miejsce na spotkania biznesowe. Co do samej jakości, to raz czy dwa był nieświeży łosoś, tylko u mnie u mojego towarzysza nie – takie mam już szczęście. Innym razem nie był zdjęty ochronny plastik z surimi i dostaliśmy takie futomaki. W każdym z tych przypadków w pełni profesjonalne podejście obsługi. Chyba nawet nie płaciłem w tych przypadkach za posiłki i to bez żadnego awanturowania się.

Zazwyczaj zamawiam ebitempura maki na przystawkę (jedna porcja na 2 osoby). Tutaj w towarzystwie rainbow roll i hard rock and roll. Można teraz zamawiać po pięć sztuk.

IMG_3141

Potem sushi-sashimi box.

IMG_3145

Na deser – jak dacie radę – tort bezowy i koniecznie poproście o podanie jednego na dwie osoby – w zupełności wystarczy.

IMG_3146

Samo sushi jest niezłe. Praktycznie zawsze tak samo podane i o podobnym smaku. Bez wariacji, szaleństw i jazdy bokiem polonezem po zaspach. Sałatka kimchi bardzo dobra. Restauracja Akashia to rozsądny wybór za normalne pieniądze jak na Warszawę. Jak ktoś nie je surowizny – w karcie są inne propozycje z kuchni koreańskiej. Sezonowo wystawiane są na zewnątrz stoliki.

Jacek

*   *   *

Pamiętam czasy, kiedy w zakresie sushi niewiele się działo w Warszawie, a w ogóle nie słychać było o czymś takim w Polsce. Wtedy chodziło się do Tokio na Dobrej, a sushi kosztowało majątek. Akashia na Jana Pawła była drugim przybytkiem, któremu można było zaufać. Najwyższa jakość składników, najwyższa jakość obsługi.

Cóż, od tamtego czasu pozmieniało się wiele. Teraz na sushi chodzi palacz z kotłowni, student i dyrektor. Nadal jednak podstawowym kryterium oceny są składniki – a ponieważ w sushi chodzi o to, by czasem jednak jeść surowiznę, muszą być one pierwszorzędne, a nie jak w „Mistrzu i Małgorzacie” – drugiej świeżości.

Do Akashii przestałam chodzić trzy lata temu, kiedy zaserwowano mi pachnącego rybno łososia. Ekhm. Łosoś? Najbardziej popularna ryba – nieświeża? Coś jest nie tak. Zatem – Akashia na Jana Pawła zdecydowanie out.

Drugim podejściem była restauracja w Złotych Tarasach. Składniki – świeże. Jakość wykonania – poniżej przeciętnej. Ilość klientów przewijających się przez lokal nie pozwala na jakąkolwiek finezję. Raczej doradzę pójście do 77 – ten sam poziom, ceny dwa razy niższe.

Jak dla mnie – 2 świnki max.

2 pigs

Ewa

4 komentarze do “My sushi.world vol.2 – Akashia

  1. Pingback: My sushi.world vol.3 – Zushi Point | Krytyka Kulinarna - jedzenie na okrągło

  2. Beneq

    Ja w Wawie swego czasu zrobilem sobie ‚clubbing’ po knajpkach sushi i najbardziej do gustu przypadla mi mala restauracja: Sushi Wesola
    Tamtejszy sushimaster to po prostu prawdziwy Master w swoim zawodzie!

    Odpowiedz
  3. Pingback: My sushi world vol. 3 – Zushi Point | Krytyka Kulinarna

Dodaj komentarz