Archiwa tagu: śledzie

A Nóż, Warszawa

www fb

ul. Różana 30, Warszawa (budynek Kazimierzowska 43)

Szliśmy do Bistro Żużu, a skręciliśmy do nowego A Nóż. Wnętrze typowe dla aktualnych trendów, czyli kopia kopii – biało, ascetycznie, z obowiązkowym dużym stołem na środku. Wiem, że tak jest teraz modnie, ale nic mnie to nie obchodzi. Mam dość wielkich stołów! Jedzenie jest dla mnie czynnością intymną i nie mam ochoty na przypadkowe towarzystwo, które może, ale nie musi mi odpowiadać. Poza tym na mieście jadamy zazwyczaj w towarzystwie, a więc prowadzimy rozmowy. Przeszkadza mi, że jestem zmuszona z najbliższą przyjaciółką dyskutować o pogodzie, bo obok siedzi jakiś obcy człowiek, który słyszy każde słowo.

IMG_3294

Oficjalnie jestem znudzona ascetycznym wnętrzem, dużym stołem i obowiązkowym burgerem w menu, niezależnie od tego czy jest on smaczny, czy nie. Kopia kopii kopii, ziew.

A Nóż jest dokładnie takie – identyczne jak cała reszta. I do tego żarówki wiszące w przejściu między stolikami na wysokości idealnej by albo dostać nimi w twarz, albo się zaplątać w kabel. Ponadto na stronie piszą, że serwują świeże soki. Otóż nie serwują.

Ad rem – holenderski śledź na plastrach ziemniaków z kwaśną śmietaną, jabłkiem i cebulą. Całkiem fajny śledź z tego śledzia, choć nie rozumiem po co były tam ziemniaki i dlaczego holenderski? Nie mamy bałtyckich śledzi, czy zagraniczny brzmi lepiej? Sama ryba bardzo smaczna, z pewnością w czymś wcześniej macerowana. Dość delikatna konsystencja i wyrazisty smak.

IMG_3298

Carpaccio z buraków w marynacie z miodu i musztardy – ten koncept do mnie przemówił. Buraki z jednej strony miękkie, z drugiej zwarte, idealnie al dente w słodko-kwaśnej marynacie, całkiem smaczne, choć jak wszystko w tej knajpie, wymagały doprawienia. W ogóle większość dań (poza burakami i śledziem) była jałowa w smaku, co uważam za porażkę. Nawet to, co było pod śledziem smakowało dokładnie… niczym.

IMG_3303

Pizza – przyzwoita, na najcieńszym cieście jakie widziałam, co uznałam za plus. Z drugiej strony prawie pozbawiona smaku, a szczypta soli dodana do ciasta mogłaby bardzo pomóc.

IMG_3299

No i dwa wyglądające identycznie burgery – mój A Nóż i Chili mojego towarzysza. W skrócie syf i malaria, ale zacznijmy od początku. Bardzo zła, tania biała bułka, niby lekko opieczona, a twarda jak kamień, nie mylić z chrupiąca. Dodatki w postaci plastra pomidora i dwóch plasterków ogórka kiszonego pomijam, bo oto mamy największą porażkę dnia: mięso. Zimne, suche i kompletnie bez smaku. Tak sobie myślę, że gdybym chciała zjeść trochę trocin, to udałabym się do tartaku. Nikt nie zapytał nas o stopień wysmażenia i o ile steki lubię medium rare, o tyle krew płynąca z burgera mnie mierzi. W sumie nic się nie stało, bo i tak się tego nie dało zjeść. Tak się zastanawiam jak im się to udało – mokre od krwi mięso w ustach staje się trudnymi do przełknięcia suchymi wiórami. To musi być jakiś wyższy stopień wtajemniczenia w bardzo złą kuchnię albo czary. Do tego domowe frytki podane w szklanym pojemniku po świeczce z Ikei. Rozumiem pomysłowość czy recykling i nie mam nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że gorące ziemniaki się w tym szkle po prostu udusiły i zamiast chrupiących frytek dostałam miękkie kapcie.

IMG_3301

Mamy modę na burgery, jest w Warszawie burgerowni do wyboru, do koloru, jest cała masa knajp, które mają burgery w swoim menu. Jedne są lepsze, inne trochę gorsze, ważne że JEST w czym wybierać. Skoro zatem w całym tym nadmiarze i przy dużej konkurencji kolejna knajpa startuje z burgerami w menu, to powinny być dopracowane i pyszne. A już ten, który nazywa się tak jak lokal, czyli ich flagowy burger, powinien ociekać wspaniałością. To nie jest wyższa matematyka, to jest LOGICZNE.

Nie zjadłam swojego ohydnego burgera i zwróciłam kelnerce uwagę, że jest niejadalny, a jednak doliczono go nam do rachunku.

Na koniec obsługa – bardzo miła, bardzo uprzejma i bez elementarnej wiedzy na temat tego, co serwuje. Kelnerka nie wiedziała czy można zamówić pizzę w połowie taką, w połowie śmaką, nie wiedziała skąd pochodzi wołowina, itd.

I te cholerne żarówki, które nie pozwalają przejść między stolikami!

Ceny jak widać:

IMG_3295IMG_3296

Nie wiem jak Wy, ale mi się nie chce sprawdzać czy się poprawili, albo czy zupa nadal widnieje w menu jako makaron (?), mam to gdzieś, zwłaszcza że na pamiątkę została mi lekka niestrawność i zgaga. Jest w Warszawie zyliard knajp, które wyglądają tak samo i serwują to samo. Nuda, nuda, kiepskie jedzenie, zieeew.

2 pigs

Magda

Stara Kuźnia, Magnuszew

www fb

ul. Partyzantów 2, Magnuszew

IMG_2070

Knajpa po przejściach, czyli po „Kuchennych rewolucjach” Magdy Gessler. Co prawda mam na temat jej restauracji swoje zdanie, ale o tym przy innej okazji. Sam lokal bardzo sympatyczny – kamień drewno, miły zapach z kuchni.

Wszystkim się dziko chciało zup, więc mamy po kolei:

IMG_2074

Rosół – przyzwoity. Nie wiem co miałabym napisać o nim jeszcze, był przyzwoity, acz niczym szczególnym się nie wyróżniał i już.

IMG_2072

Tu lepiej – krem z kury z pieczonym jabłkiem i śmietaną, który jest jednym z ich popisowych dań. Faktycznie bardzo smaczny, gęsty, delikatny i sycący.

IMG_2075

Flaki wołowe – dobrze doprawione, miękkie, aromatyczne. Dobre.

IMG_2071IMG_2076

Śledzie po dwakroć, w obu przypadkach smaczne, może trochę za słabo doprawione, ale poza tym bardzo w porządku. I na koniec to co być musi…

IMG_2073

…czyli placki ziemniaczane. Wciąż nie są to placki z moich marzeń, które na pewno kiedyś znajdę (czyli cienkie, chrupiące, dobrze przyprawione i niezbyt tłuste – jeśli o takich słyszeliście, dajcie koniecznie znać). Te mogłyby być cieńsze, choć chrupią na brzegach, mogłyby nie być tak strasznie tłuste, choć wiadomo że się je przecież smaży, kucharz lub kucharka mógłby/mogłaby tak nie bać się przypraw, choć nie każdy lubi… I tak dalej.

Wcale to wszystko nie było złe. Nie było też absolutnie powalające. Po prostu było całkiem przyzwoite i o ile mi wiadomo nikt nie zapadł na niestrawność.

Ceny przeciętne, jak w wielu podobnych knajpkach.

Mocne trzy świnki z pretensjami do czterech.

3 pigs

Magda

Restauracja hotelu Aviator, Radom

www

ul. Malczewskiego 18, Radom

Przyznam, że rzadko ekscytuję się hotelową kuchnią, ale muszę zrobić wyjątek. Do Aviatora zawitaliśmy jakiś czas temu i z góry zaznaczam, że nie spaliśmy w tym hotelu, więc na ten temat nie mamy żadnej opinii. Ale za to jedzenie, to już całkie inna historia. Spróbowaliśmy kilku przystawek i kilku dań głównych. Wszystko było smaczne i świeże, poniżej kilka zdjęć.

IMG_2504

IMG_2503

IMG_2505

Całkiem sympatyczne przystawki – pieczony schab miękki, wilgotny i ciekawie przyprawiony, filety z kurczaka podane w naprawdę ciekawy sposób i smaczne śledzie. Jasne, że wygląda trochę jak na weselu, ale w sumie chodzi o smak, tak? Poza tym umówmy się, to była rodzinna uroczystość, więc w zasadzie wszystko się zgadza.

Kelnerzy uwijali się szybko, nie przeszkadzali i docierali na miejsce na czas i z ciepłym jedzeniem na talerzach, więc wszystko gra.

IMG_2502

Na zdjęciu powyżej specjalność szefa kuchni – łosoś w cieście francuskim. Rzeczywiście był pyszny i przy pierwszym kęsie zaczęłam żałować, że nie mam większej pojemności żołądka.

Reasumując – jeśli będziecie przejeżdżali przez Radom i dorwie was przemożna chęć na coś smacznego – spokojnie możecie odwiedzić Hotel Aviator. Niestety nie oświecę Was w kwestii cen, bowiem to nie był chrzest mojego dziecka i nie ja organizowałam imprezę.

4 pigs

Magda