Archiwa miesięczne: Październik 2012

Trattoria Luzzi, Rzym, Włochy

Via Di San Giovanni In Laterano 88, Rome, Italy
 Trattoria/pizzeria u Luzziego jest miejscem, które bardzo chciałam odwiedzić. Słyszałam o nim wiele dobrego od przyjaciół. Tym razem wybraliśmy się do Rzymu wspólnie i najpierw swoje kroki skierowaliśmy właśnie pod ten adres. Do Luzziego trafiliśmy w porze lunchu i ostatnim rzutem na taśmę dorwaliśmy jedyny wolny stolik. Co ciekawe pierwsze podejście było rozczarowujące… Najpierw zrzuciliśmy to na karb tłumu gości i postanowiliśmy spróbować raz jeszcze wieczorem, co okazało się słuszną decyzją. Wieczorem bowiem zmienia się obsada w kuchni, przybywa Papa i dzieją się cuda…
 Z tego powodu wieczorami trzeba poczekać na stolik. Warto uzbroić się w odrobinę cierpliwości – w kuchni jest kocioł, kelnerzy biegają jak w ukropie, Luzzi usadza gości, a jedyną spokojną osobą jest babcia, ćmiąca papierosa i nadzorująca rozwój sytuacji.
Jednak nawet stojąc w kolejce jest po prostu miło patrzeć na energicznych, przekrzykujących się Włochów, którzy z zapałem sprzątają z talerzy wszystko do ostatniego okruszka.
 Absolutnie wszystko, czego spróbowaliśmy w czasie kilku wieczorów, które tam spędziliśmy było po prostu pyszne. Nie wymyślone, wyszukane, przekombinowane, to jest po prostu uczciwa, domowa włoska kuchnia. Z dobrych składników i szczypty serca włożonego w gotowanie. 
 Zrobiliśmy dość gruntowny przegląd karty, próbowaliśmy mięs, owoców morza, pizzy, makaronów, podrobów i jeszcze kilku innych rzeczy na tiramisu kończąc i chyba nic nas nie zawiodło. Może kalmary były nieco gumowe, ale za to krewetki to zrekompensowały. 
 Jak zawsze w sprzyjających okolicznościach musiałam spróbować pizzy – była na piątkę, choć co do pizzy mamy delikatnie odmienne gusta i moja ulubiona jest w innym miejscu. Jedyne czego brakowało to gnochhi, nad czym ubolewam. Serwują je wyłącznie w czwartki, a wieść gminna niesie, że bardzo warto. 
Mają też świetną ekipę, zarówno kelnerzy (i kelnerki!) jak i kucharze, to bardzo sympatyczni ludzie.
 Warto dodać, że ceny są bardzo przyzwoite, a zważając na lokalizację – za rogiem jest Coloseum – więcej niż przyzwoite.
Myślę, że jest to jedno z tych miejsc, które sprawiają, że tracisz zainteresowanie innymi. I pamiętajcie, że kolacja jest najwłaściwszą porą na odwiedzenie Luzziego. Wieczorami byliśmy zazwyczaj jedynymi turystami, cała reszta to Włosi, a to też daje do myślenia.
A na koniec smakowite zdjęcie.  
  Ode mnie cztery świnki zamiast pięciu za lunchową skuchę. 
Magda
 ***
Tego lata próbowałem flaków w wielu miejscach, trafiałem na lepsze i gorsze. Swietne były te w Rumunii, zabielane śmietaną i przegryzane ostrą, świeżą papryczką. Flaki u Luzziego były zupełnie inne, co nie znaczy gorsze. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że były jednymi z lepszych jakie jadłem. Rozpływały się w ustach i były mocno pomidorowe. Na tyle smaczne, że spróbuję odtworzyć ten przepis w domu.
 Oczywiście nie mogłem przejść obojętnie obok domowej pasty. Fettuccine con porcini to poezja. Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka. Nie za twarde, nie za miękkie, idealnie al dente, do tego aromatyczne borowiki, kieliszek wina i robi się błogo.
 Z kolei cannnelloni było nieco słabsze, twarde na brzegach, jednak po ich odkrojeniu całkiem smaczne. 
Bez wątpienia jest to miejsce, w które z chęcią kiedyś wrócę, taki pewniak. Jest smacznie, miło i po włosku, a więc mamy wszystko, co potrzebne, by poczuć prawdziwy klimat. 
 Jacek
***
Dobra, to ja się będę tłumaczyć. Pewnego marca anno domini 2005 łaziliśmy jak głupki po Wiecznym Mieście, zziębnięci, głodni i ogólnie nieszczęśliwi, bo nie mogliśmy znaleźć dobrego żarcia. Jak to? – pewnie zakrzykniecie. Przecież ziemia italska słynie z nieprawdopodobnej obfitości smaków i zapachów, oryginalnych składników i mniej lub bardziej wysublimowanych frykasów. Otóż, tak, zgadzam się z Wami. Ale nie w najbardziej turystycznych miejscach, a takim miejscem jest Rzym. Tu się robi wszystko pod turystę, a nawet (tfu) amerykańskiego turystę, idącego w nieśmiertelnych japonkach po rzymskim bruku nawet w listopadzie, gdy panuje 5 stopni. Przeciętny turysta dostanie makaron z sosem pomidorowym z puszki i jest szczęśliwy, bo we Włoszech.
I tak to szliśmy sobie z nosami na kwintę, popatrując w okna mijanych restauracji i robiło nam się coraz bardziej smutno. Alternatywą dla kolacji było panini, bo trudno zepsuć bułkę z serem (choć znam takich, co i to potrafią). Aż tu nagle, pnąc się od Koloseum ku Bazylice Św. Piotra na Lateranie, gdzie mieliśmy wskoczyć w metro, niosące nas do naszego miejca zamieszkania, zerknęliśmy przez kolejną szybę, co sprawiło, że zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy zastanawiać – a może warto? Dwie niewielkie salki, zastawione gęsto stołami z obrusami w kratkę, w których kłębił się tłum ludzi, a kelnerzy krzyczeli do siebie, roznosząc talerze sprawiły, że zaryzykowaliśmy. I od tamtego czasu jesteśmy przynajmniej raz w roku. Luzzi rozrastał się – najpierw przypuścił nieśmiały atak na chodnik, a potem desantem zajął sporą jego część pod ogródek. Zawsze od tamtego czasu były kolejki. Jedzenie jest nadal wyśmienite – aczkolwiek tego roku zdarzyło się pierwszy raz, że na lunch podano nam coś przeciętnego. Nie – niedobrego ani nieświeżego – ale niecechującego się maestrią.
Tam też po raz pierwszy spróbowałam ogona wołowego, tradycyjnej rzymskiej potrawy. Kruche, miękkie mięso cudownie oddziela się od kręgów, a sos wokół to poezja.
 A ponieważ nie lubie słodyczy, u Luzziego zjadam całe Tiramisu, które jest niezwykle prostą kombinacją mascarpone i biszkopta. Nie wiem, jak oni to robią, ale z prostych składników wyczarowują obłędny smak.
 Aha, oczywiście polecam vino de la casa. Nigdzie zwykłe stołowe wino nie smakuje mi tak jak tam – ale też kładę to na karb sentymentu 🙂
Jak dla mnie pięć świnek: za tradycję, klimat, obsługę i nieskomplikowane, ale zawsze świeże i pyszne jedzenie.
Efa

Witajcie

Idea tej strony jest prosta – ma wskazywać drogę do dobrych jadłodajni.

Historia powstania jest równie prosta – ot, grupa przyjaciół rozmiłowanych w dobrym jedzeniu, spożywając kolejny posiłek w kolejnej knajpie, wpadła na pomysł, by knajpianymi doświadczeniami dzielić się ze światem. I tak oto zrodziła się krytykakulinarna.com.

Wszyscy lubimy dobre zjeść, wszyscy jesteśmy przyzwoitymi kucharzami i wszyscy nieustająco szukamy miejsc, które niezawodnie będą robić naszym podniebieniom dobrze. Wystrój i lokalizacja są na dalszym planie, najważniejszy jest smak i jakość – w ich poszukiwaniu przemierzamy kolejne kilometry.

Pojawią się tu z pewnością również nasze przepisy, poruszymy także tematy okołokulinarne, a której jadłodajni będzie się należał klaps – tej nie ominie. Jednak tematem przewodnim jest odpowiedź na proste pytanie – gdzie dobrze zjeść?